Łodzianka będąc na weekend w Woli Pomianowej niedaleko Poddębic, chciała pomóc bezdomnemu psiakowi, który poobijany leżał w pobliżu jej domu. Do psa wezwała weterynarza z Poddębic. Po trzech godzinach, łodzianka znalazła rozkrojonego owczarka z wnętrznościami na wierzchu, leżącego w rowie naprzeciwko domu weterynarza.
- Kiedy spacerowałam po wsi, zauważyłam dużego, kulejącego owczarka. Zwabiłam go kiełbasą i zobaczyłam, że jest poobijany i miejscami ma skórę wytartą z sierści. Chciałam mu pomóc, dlatego zadzwoniłam do znalezionego w internecie weterynarza z Poddębic. Poprosiłam o przyjazd i zapowiedziałam, że pokryję wszystkie koszty - opowiada Jagoda Olesiak z Łodzi.
Weterynarz szybko przyjechał na miejsce.
- Powiedział, że musi zabrać psa na USG, żeby ocenić obrażenia wewnętrzne.Umówiłam się z nim, że jeżeli psa da się uratować, to ja pokryję koszty leczenia. Jeżeli takiej możliwości nie będzie, to trzeba go będzie uśpić, żeby nie cierpiał. Weterynarz dał psu przy nas zastrzyk, informując, że to głupi jaś. Potem okazało się, że był to zastrzyk usypiający na zawsze - mówi pani Jagoda.
Łodzianka nie odpuszczała. Chwilę po tym, jak weterynarz zabrał psa sprzed jej domu, pojechała samochodem pod jego lecznicę w Poddębicach. - Chciałam odzyskać zwierzaka i poszukać dla niego innego ratunku. Straciłam zaufanie do tego weterynarza. Okazało się, że pies już nie żył. Pojechałam więc złożyć doniesienie na policję - mówi pani Jagoda. - Zaraz po złożeniu skargi wróciłam pod dom weterynarza. Zobaczyłam rozkrojonego psa, porzuconego naprzeciwko tego domu, z wnętrznościami na wierzchu - mówi pani Jagoda.
Łodzianka ma żal do weterynarza, że nie podjął próby ratowania psa i porzucił martwe zwierzę na ulicy. Weterynarz broni się, że stan psa był zbyt ciężki na leczenie, a zwłoki rozkroił w celu przeprowadzenia sekcji zwłok.
- Wszystko wskazywało na to, że psa w takim stanie nie da się leczyć, a bardziej humanitarnym rozwiązaniem będzie jego uśpienie - tłumaczy lekarz weterynarii. - W 80 proc. jego ciało było pokryte grzybicą, a organizm był wyniszczony. Pies miał złamaną tylną łapę. Do tego na boku miał wybrzuszenie. Musiałem przeprowadzić sekcję zwłok. To był bezdomny pies, więc wszystkie koszty pokrywa gmina. Po rozcięciu brzucha wylała się krew, co wskazywało na pęknięcie wątroby.
Weterynarz tłumaczy też, że porzucił psa w rowie, bo musiał posprzątać samochód przed odwiezieniem go do punktu odbioru padliny. Sprawę wyjaśnia teraz policja.
Historia skopiowana z http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/62 ... a-material (uwaga: materiał +18).